To było 13 maja 1981 roku
Audiencja generalna na Placu Świętego Piotra została nagle przerwana. O godzinie 17. 19 padły strzały. Ciężko ranny Papież osunął się w ramiona swego sekretarza, księdza Stanisława Dziwisza. Rozpoczął się wyścig z czasem przez zatłoczone ulice Rzymu. Gdy dotarli do Polikliniki Gemelli, Papież stracił przytomność, ale sześciogodzinny, skomplikowany zabieg chirurgiczny uratował mu życie.
Ale czy tylko zadecydowała o tym sztuka chirurgów?
Kula, która trafiła Ojca Świętego w brzuch, uderzyła najpierw w palec, co zmieniło nieco kierunek jej lotu. Druga trafiła go w łokieć, nie docierając do organów wewnętrznych, a następnie zraniła dwie turystki. Kule nie trafiły najważniejszych organów. W opinii prof. Crucitti, lekarza operującego Papieża, pocisk przeszedł przez ciało „nieprawdopodobnym, cudownym torem”, omijając o milimetry tętnicę główną i rdzeń kręgowy.
Ojciec Święty mówił potem: „Jedna ręka strzelała, a inna prowadziła kulę”.
Bezpośrednio po zamachu, na Placu Świętego Piotra rozpoczęły się modlitwy o ratunek dla Papieża. Na papieskim fotelu, przed bazyliką Świętego Piotra stała kopia obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej, przywieziona do Rzymu przez pielgrzymów z Polski. Na jego odwrocie znajdował się napis „Matko Boska, opiekuj się Ojcem Świętym, broń go od złego”, który ukazał się modlącym, gdy niespodziany podmuch wiatru zrzucił obraz z fotela.
Na wiadomość o zamachu modły w intencji Papieża rozpoczęły się w bardzo wielu kościołach i miejscach na świecie. „Modlili się wspólnie z nami bracia prawosławni, protestanci. Ale nie tylko. Modlili się również wyznawcy Mojżesza i Mahometa. I jeszcze inni.”
17 maja 1981 roku w Krakowie, miał miejsce „biały marsz”. Studenci przerwali Juwenalia i ubrani na biało zorganizowali marsz z Błoń na krakowski Rynek, gdzie pod kościołem Mariackim Kardynał Franciszek Macharski odprawił Mszę Świętą w intencji rannego Papieża. W marszu uczestniczyło pół miliona osób.
Swoimi modlitwami otaczał Ojca Świętego cały świat.
„Pierwsze trzy dni były koszmarne. Ojciec Święty modlił się nieustannie. I cierpiał, cierpiał okrutnie” , wspominał Kardynał Stanisław Dziwisz. Ale już czwartego dnia, Papież za pośrednictwem Radia Watykańskiego odezwał się do wiernych:
„Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Umiłowani Bracia! Wiem, że w tych dniach specjalnie w tej godzinie modlitwy Regina coeli jesteście złączeni ze mną. Ze wzruszeniem dziękuję wam za modlitwy i wszystkich was błogosławię. Jestem szczególnie blisko dwóch osób, zranionych wraz ze mną oraz modlę się za brata, który mnie zranił, a któremu szczerze przebaczyłem. Zjednoczony z Chrystusem Kapłanem - Ofiarą, składam moje cierpienie w ofierze za Kościół i świat. Tobie, Maryjo, powtarzam: Totus Tuus ego sum”
(Słowa przemówienia przed modlitwą Regina coeli, zarejestrowane przez Radio Watykańskie w poliklinice Gemelii, czwartego dnia po zamachu na papieża, Rzym, 17 maja 1981)
Jak bardzo te słowa są odpowiedzią na słowa Matki Bożej, skierowane do Łucji podczas pierwszego objawienia Fatimskiego: „Czy chcecie się ofiarować Bogu, aby znosić wszystkie cierpienia, które On wam ześle jako zadośćuczynienie za grzechy, którymi jest obrażany i jako
prośba o nawrócenie grzeszników ?”.
Podczas drugiego pobytu w klinice Gemelli Papież postanowił poznać „trzeci sekret fatimski”, przechowywany w Archiwum Kongregacji Nauki Wiary.
„ …po przeczytaniu nie miał już wątpliwości. W tej wizji rozpoznał własne przeznaczenie. Przekonał się, że zostało mu ocalone życie, co więcej, zostało mu na nowo przekazane w darze dzięki Jej interwencji, dzięki Jej opiece. Tak to prawda, biskup w białych szatach został zabity, jak podaje siostra Łucja. Natomiast Jan Paweł II uniknął niemal pewnej śmierci.
A więc? A może właśnie to chciała powiedzieć? Że szlaki dziejów i życia ludzkiego nie są
z góry wyznaczone? I że istnieje Opatrzność, istnieje macierzyńska dłoń zdolna doprowadzić do tego, że chybił ten, który wymierzył pistolet będąc całkowicie pewny, że zabije?”
napisał Kardynał Stanisław Dziwisz w książce Świadectwo.
Ze swoim niedoszłym zabójcą spotkał się Papież 27 grudnia 1983 roku we włoskim więzieniu Rebibbia. Ali Agca zadał mu wówczas zaskakujące pytanie: Wiem, że strzelałem celnie. Wiem że nabój był śmiercionośny. Dlaczego zatem Ty żyjesz ?.
„Cała rozmowa skupiła się na tym wątku. Ojciec Święty, o czym wielokrotnie i ze zmartwieniem przypominał, nigdy nie usłyszał słów: „Przebacz mi”. wspomina Kardynał.
Do zamachu i jego konsekwencji nawiązywał Papież podczas audiencji ogólnych w jesieni 1981 roku: „Bóg pozwolił mi doświadczyć w ciągu minionych miesięcy cierpienia, pozwolił mi doświadczyć zagrożenia życia. Pozwolił mi równocześnie jasno i dogłębnie zrozumieć, że jest to szczególna Jego Łaska dla mnie samego, jako człowieka, a równocześnie- z uwagi na posługę, którą sprawuję, jako biskup Rzymu i następcy świętego Piotra- łaska dla Kościoła. Chrystus (…) dał mi tę Łaskę, że mogłem cierpieniem, zagrożeniem własnego życia i zdrowia dać świadectwo Jego prawdzie i Jego miłości. To właśnie poczytuję sobie za szczególną Łaskę- i za to składam szczególne dziękczynienie Duchowi Świętemu”.
Opr. Andrzej Skrzyński